
Ostałowska zaczyna od wschodnich rubieży kraju, które najgorzej poradziły sobie ze zmianą ustroju i likwidacją pegeerów – jedynego miejsca zatrudnienia, a zarazem źródła utrzymania wiejskiej ludności. Co ciekawe, główną bohaterką tekstu (Zdarzyło się w Atlantydzie) autorka uczyniła kobietę, bo to one najczęściej musiały wziąć na siebie utrzymanie rodziny w sytuacji, gdy ani mąż, ani żona nie mają pracy. To na barkach kobiet takich jak Włodarska spoczął obowiązek załatwienia zasiłku, zdobycia kilku (czasami kilkunastu!) par dziecięcych butów, to ona musi zorganizować te „trzydzieści świeżych i dwadzieścia pięć nieświeżych chlebów na tydzień”, by wykarmić rodzinę. Ostałowska, malując obrazek jednej rodziny, sugestywnie pokazała los tysięcy polskich wiosek w latach dziewięćdziesiątych.
Na Bałutach jeszcze Polska i Teraz
go zrymuję to reportaże o tzw. blokersach, czyli młodzieży wychowującej się
na blokowiskach, czasami skazanej na trudne życie swoich rodziców, najczęściej postrzeganej
jako chuligani. Pierwszy tekst przedstawia młodzież mieszkającą na łódzkich
Bałutach, drugi historię zespołu Paktofonika i jej charyzmatycznego lidera
Magika, który niedługo po sukcesie płyty grupy popełnił samobójstwo. Z kolei Masz mierny i idź to historia trzech
przyjaciół, którzy ze względu na trudną sytuację materialną rodziców w wieku
kilkunastu lat stanęli przed wyborem: praca czy szkoła.
Jednak mną, może
ze względu na kontrowersyjne tematy, cynicznie odsuwane w dyskusji społecznej lub poruszane przez nieodpowiednie środowiska, najbardziej
wstrząsnęły trzy kolejne reportaże: Worek
(którego współautorem jest Wojciech Cieśla), Czasem odwiedzają mnie demony
i Z tatą. Pierwszy z nich przedstawia
wielodzietną rodzinę Ł. z Wrotnowa pod Siedlcami, gdzie w 2000 roku, po
otrzymaniu anonimu, policja znajduje ciała czworga noworodków, które zostały
zamordowane zaraz po narodzinach. Cóż, dziś sprawa jakże „na czasie” po wydarzeniach
w Sosnowcu, po zamordowaniu chłopca, którego ciało znaleziono kilka lat temu w stawie
w Cieszynie, wreszcie po niedawnym zamordowaniu przez rodzinę zastępczą rodzeństwa.
Jednak Ostałowska skupiła się na relacjach w rodzinie Ł. i we wsi, w której ta
rodzina mieszka. Policja aresztowała tylko matkę mordowanych dzieci oraz babkę,
która prawdopodobnie odbierała porody. Tymczasem możliwym jest, że cała rodzina,
łącznie z mężem, jego siostrą, dziadkiem, dziećmi, żyła w strasznej tajemnicy,
skoro niektórzy, wypowiadający się anonimowo, mieszkańcy Wrotnowa potwierdzają,
że można było się domyślić, jaki wstrząsający sekret mają Ł. Ostałowska
wyraźnie stara się nie oceniać i chyba do czytelnika należy decyzja, kto tu
jeszcze jest ofiarą.
Czasem odwiedzają mnie demony
to tekst o kobietach, które miały aborcję. Reportaż powstał dzięki listom,
które zostały przysłane do redakcji. Jest to kolejny gorący temat we
współczesnej Polsce, zdaje się, że ten z kolei aż zbyt gorący (szczególnie w
ławach sejmowych, co jest absurdem na miarę Gombrowicza i Mrożka). Nie wchodząc
w jałową dyskusję, Ostałowska skupia się na tzw. psychicznych skutkach aborcji,
przytacza przy tym opinie lekarzy psychiatrów, pokazuje historię różnych
kobiet, będących w różnej sytuacji życiowej. Czego brakuje w reportażu? Tego,
czego aż za dużo mamy w sejmie: oceny (na szczęście!). Z tatą z kolei przedstawia temat zupełnie odsuwany w dyskusji
publicznej – problem pedofilii w rodzinie. Bo straszny, bo wstydliwy, bo tylko
w rodzinach patologicznych. No właśnie, najkrótsza droga, by z ofiary zrobić
winnego. Bohaterka reportażu żyje z ojcem jak żona z mężem od kiedy skończyła trzynaście
lat i mimo że przez większość swojego życia próbowała się wyrwać z domu, być
jak najdalej od ojca, los sprawia, że już jako dorosła kobieta z dziećmi ciągle
musi do tego domu rodzinnego wracać.
Można by
powiedzieć, że ostatnich kilka reportaży porusza kwestię wschodnią. Dzieci we mgle to historia mieszkańców
ukraińskich sierocińców, które przyjechały do rodzin polskich i chcą zostać w
naszym kraju na stałe, ale niestety – jak historia pokazała wielokrotnie –
polityka jest ważniejsza niż los pojedynczego człowieka. Balanga w transie to opowieść o młodzieży z Białej Podlaskiej, której
monotonne, nudne życie rozświetlają jedynie światła stroboskopów sobotniej
dyskoteki (a wszystko to nieopodal polsko-białoruskiej granicy).
Każdy z tekstów
zachwyca, gdyż Ostałowska prezentuje prawdziwy kunszt reporterski. Każdy
stanowi krótką formę literacką o ogromnej sile rażenia i trzeba powiedzieć, że
tą siłą jest chyba niesamowita wrażliwość autorki, która sprawia, że te teksty
zapadają głęboko w pamięć. Autorka porusza problemy ważne i bolesne, ale najbardziej zadziwiające jest to, że mimo
że o rzeczach strasznych, te reportaże czyta się świetnie.
Czytałam już na pewnym blogu recenzję tej książki, nie przekonała mnie, obawiałam się, że to jakiś zbiór stereotypowych historii i najbardziej palących problemach Polaków. Po Twojej recenzji chyba jednak po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuń